Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma nas!
Guttorm spojrzał na żonę.
— Nie trzeba być dla niej tak surowym!
Żona milczała chwilę, potem rzekła:
— Nie zabraniałam jej wcale przychodzić!
Guttorm zamknął książkę, wstał i wyjrzał oknem.
— O... Ingrid odchodzi właśnie.
Ledwo to posłyszała, Karen wyszła szybko ze stancji. Guttorm stał długo w oknie, potem obrócił się i zaczął chodzić po izbie. Gdy żona wróciła, zatrzymał się.
— Tak jest, jak myślałam! — powiedziała. — Synnöwe siedziała i płakała. Gdym weszła, udała, że szuka czegoś w szufladzie. Nie chciała, bym widziała jej łzy!
Potem dodała, potrząsając głową:
— Do niczego ta cała przyjaźń z Ingrid.
Zaczęła przyrządzać wieczerzę, ustawicznie wchodząc i wychodząc. Właśnie, gdy jej nie było, weszła Synnöwe. Oczy miała czerwone od płaczu. Przeszła tuż obok ojca i spojrzała mu w oczy. Potem siadła przy stole i wzięła do rąk książkę. Po chwili położyła ją i spytała wchodzącej matki, czy może jej pomóc.
— I owszem! — odrzekła Karen. — Praca jest najlepsza na wszystko.
Synnöwe nakryła stół, stojący blisko okna. Ojciec, chodzący dotąd po izbie, przystąpił właśnie do okna i wyjrzał: