Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

stwa, były niespokojne i brykały, co utrudniało, ale zarazem urozmaicało jazdę.
Im bliżej kościoła, tem większy hałas czyniły konie. Każdy nowoprzybyły witał inne rżeniem, a one odpowiadały podobnie, szarpały tręzle i tupały tylnemi nogami. Wszystkie psy całej doliny, które przez tydzień ubiegły siedziały samotne po domach, obwąchując się, mrucząc na siebie i wyzywając się do walki, spotkawszy się pod kościołem, rzucały się do zaciętego boju parami, lub całemi oddziałami, a bitwy te rozgrywały się na szerokiej arenie pól.
Ludzie stali spokojnie pod domami i wzdłuż muru kościelnego, rozmawiali półgłosem i spozierali na siebie z podełba. Droga pod murem nie była zbyt szeroka, a domy przeciwległe przytykały do siebie. Kobiety stały z reguły pod murem, a mężczyzni naprzeciw nich tuż pod domami. Dopiero, postawszy tak chwilkę, odważali się zbliżyć ku sobie, a nawet dobrzy znajomi, ujrzawszy się z pewnej odległości, nie ważyli się powitać odrazu i czekali na moment sposobny. Jeśli zdarzyło się, że nowoprzybyły stanął tak blisko znajomego, iż pozdrowienia w żaden sposób uniknąć nie mógł, natenczas odwracał się odeń, witał bardzo krótko i wędrował na swoje stanowisko.
Za przybyciem Grunlinden ów uczyniło się jeszcze ciszej, niż było przedtem. Sämund nie miał wielu znajomych, przeto przeszedł szybko wzdłuż szeregu. Ingebörga z córką zatrzymały się zaraz przy pierwszych