Zwróciła ona zaraz rozmowę na inne tory.
— Jakże dużo ludzi dziś przybyło do kościoła! To bardzo miły widok patrzeć na pełny dom boży!
Nikt nie miał jakoś ochoty podejmować tego tematu, przeto Guttorm sam odpowiedział:
— Wydaje mi się, że wiara i cześć boska wzrasta, za moich młodych lat mniej bywało ludzi po kościołach!
— Tak! — przyznał Sämund. — Ludzi coraz to więcej przybywa na świecie!
— Jest pomiędzy nimi — podjęła Karen — dużo takich, co przychodzą jeno dla zwyczaju i z przyzwyczajenia !
— Zapewne młodzi — odparła Ingebörga.
— Młodzi radzi się spotkać! — odpalił Sämund.
Karen poraz drugi zmieniła temat:
— Czy wiecie, że nasz pastor ogląda się za inną parafją?
— To szkoda! — zawołała Ingebörga. — On chrzcił i konfirmował wszystkie moje dzieci!
— A chciałabyś może, — dodał mąż — by im dawał śluby?
— Dziwi mnie, — zauważyła Karen — że dotąd nie zaczęło się nabożeństwo! — tu spojrzała na zegar kościelny.
— O tak! — odrzekł z uśmiechem Sämund. — Tu, przed kościołem zrobiło się dziwnie gorąco!
— Chodź, Synnöwe! — zawołała córki. — Wejdziemy do środka!
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.