zwłaszcza starszych, którzy tak daleko zaszli na drodze życia, że zapomnieli już dnia swojej konfirmacji.
Jeszcze większe wrażenie uczyniła przemowa pastora, starego pastora, który od kilkudziesięciu lat co rok dokonywał tego obrzędu, wiodąc pokolenia drogą cnoty i bojaźni bożej.
Torbjörn, któremu niedawno groziła śmierć, słysząc ślubowanie dzieci, złożył, wzruszony, również ślubowanie poprawy życia.
Ani raz nie spojrzał ku ławce kobiet, dopiero po skończonem nabożeństwie zbliżył się do Ingrid i coś jej szepnął do ucha. Potem przecisnął się szybko przez tłum i znikł. Mówili ludzie, że, miast iść drogą, poszedł polami ku lesistym wzgórzom, ale nikt nie był pewny czy tak jest w istocie.
Sämund szukał go, ale dał pokój, przekonawszy się, że Ingrid również znikła. Potem obejrzał się za Solbakkenami, którzy ze swej strony rozpytywali wszystkich sąsiadów, czy któryś z nich nie wie, gdzie się podziała Synnöwe. Z konieczności musieli rodzice, każda para z osobna, udać się do domu.
Tymczasem Synnöwe i Ingrid wyprzedziły ich znacznie.
— Żałuję, żem poszła — powiedziała Synnöwe.
— Cóż w tem może być złego! — odparła Ingrid. Wszakże ojciec wie o wszystkiem!
— Tak! — zauważyła Synnöwe. — Ale w każdym razie nie mój ojciec!
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.