Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc niech będzie, jak miało być przed napisaniem tej kartki?
— Niech będzie... — odparła szeptem i odwróciła się od niego.
Szli znów obok siebie, nic nie mówiąc i dziwna, póki milczała, nie miał odwagi dotknąć się jej, ani wyrzec słowa. Ale czuł się niezmiernie lekkim, wesołym, a nawet kręciło mu się w głowie. Drżały mu przed oczyma przedmioty, a kiedy dostali się na szczyt góry, skąd można było objąć wzrokiem całe Solbakken, wydało mu się, że spędził tam całe życie,... ciągnęło go tam, jak do ojczyzny własnej.
— Pójdę tam z nią zaraz! — pomyślał, a odwaga jego wzrastała im dłużej patrzył. Powziął postanowienie i krok jego stał się szybszy i pewniejszy. — Ojciec mi pomoże — myślał. — Dłużej nie wytrzymam! Muszę tam iść, muszę! Szedł coraz raźniej, a wszystko wkoło wydało mu się światłością i szczęściem. — Tak! To się stać musi dzisiaj! Szkoda każdej godziny! — Uczuł się tak silnym, że nie wiedział, jak wyładować nadmiar tej mocy.
— Uciekasz odemnie? — zawołała nagle Synnöwe, nie mogąc mu dotrzymać kroku.
Zwrócił się ku niej zawstydzony i wrócił z wyciągniętemi rękami, a czyniąc to, myślał:
— Podniosę ją do góry!
Ale, gdy był blisko, nie zrobił tego.
— Czyż tak prędko idę? — spytał.