— Dziękuje! Nie jestem głodny! — odrzekł Torbjörn i siadł przy stole.
— Tak? — zdziwił się Sämund i jadł dalej. Po chwili zauważył:
— Uciekliście jak oparzeni z kościoła!
— Musieliśmy pomówić z kimś! — rzekł Torbjörn.
— No... i pomówiliście?
— Nie... tak, trochę!
— Trochę?... — powtórzył Sämund, jedząc.
Skończył, wstał, podszedł do okna i przez chwilę wyglądał. Potem obrócił się i powiedział:
— Słuchaj, chłopcze! Idźmy w pole zobaczyć co się tam dzieje!
Torbjörn zerwał się natychmiast.
— No... ale ubierz się przecież! — powiedział ojciec.
Torbjörn sięgnął po stary kaftan, wiszący nad jego siedzeniem na ścianie.
— Widzisz przecież, że ja mam na sobie nowy kaftan!
Torbjóm usłuchał i wyszli. Ojciec przodem, syn za nim.
Poszli drogą ku dolinie.
— Czy nie lepiej zacząć od owsa? — spytał Torbjörn.
— Nie, zaczniemy od pszenicy! — zawyrokował Sämund.
Po chwili ujrzeli wóz, posuwający się zwolna.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.