Guttorm rzekł:
— Tedy dzięki Bogu stało się to, czego od dawna najgoręcej pragnąłem na ziemi.
Podszedł do Synnöwe.
— Nigdy nie myślałem, by się miało inaczej skończyć! — oświadczył Sämund, wstając z ławy. — Co ma być... być musi!
I również podszedł do Synnöwe.
— Cóż ty na to, drogie dziecko? — spytała matka, zbliżając się do niej także.
Synnöwe nie ruszyła się ze swego miejsca. Obstąpili ją wszyscy, z wyjątkiem Torbjörna, który siedział ciągle tam, gdzie usiadł z początku.
— Wstań, Synnöwre! — szepnęła jej Karen.
Wstała, uśmiechnęła się, a potem odwróciła się do ściany i zaczęła płakać.
— Niech cię Bóg ma w swojej opiece, drogie dziecko! — powiedziała Karen, objęła córkę za szyję i płakała razem z nią.
Mężczyźni oddalili się każdy w inną stronę.
— Zbliż się do niego, Synnöwe! — powiedziała matka i popchnęła ją zlekka ku Torbjörnowi.
Synnöwe uczyniła jeden krok i stanęła. Nie była w stanie iść dalej. Wówczas Torbjörn zerwał się, przyskoczył i chwycił jej rękę, nie wiedział jednak, czy wypada mu uczynić coś więcej i stał tak chwilę, aż cofnęła swoją dłoń.
Stali obok siebie, milcząc.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.