W tej chwili otwarły się cicho drzwi i ukazała się w nich głowa.
— Czy Synnöwe tu jest? — spytał nieśmiały głos.
Była to Ingrid Grunlinden.
— Tak! Jest tutaj! Chodźże, Ingrid! — powiedział Guttorm.
Ingrid wahała się.
— Chodź! Chodź! — zachęcał ją. — Już wszystko w porządku!
Wszyscy patrzyli na nią. Wydawała się ciągle zmieszaną.
— Jest ktoś jeszcze w sieni! — powiedziała.
— Któż to? — spytał Guttorm.
— Mama! — powiedziała zcicha.
— Przyprowadźże ją! — krzyknęli wszyscy czworo, a Karen zbliżyła się do drzwi żwawo.
— Możesz, mamo, iść śmiało — powiedziała Ingrid. I zaraz weszła Ingebörga Grunlinden, ubrana w biały świąteczny czepek.
— Domyślałam się, — powiedziała, — że się na coś zanosi, chociaż Sämund nic mi nie powiedział. I nie mogłyśmy obie z Ingrid wytrzymać, by tutaj nieprzyjść.
— Właśnie się dobrze stało! — oświadczył Sämund, bo sprawa poszła tak, jak sobie zawsze życzyłaś.
— Niech ci Bóg nagrodzi — zwróciła się do Synnöwe — żeś go podniosła do siebie!
Objęła ją ramieniem i gładziła po włosach.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.