Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Przybyli nakoniec. Podjeżdżał wóz za wozem. Mężczyzni ociekali od wody, kobiety okryte były chustkami, a cały orszak podobny był do maskarady tak, że nie widziano ani jednej znajomej twarzy, tylko same pochylone pałuby złożone ze szmat i skór.
Przed kościołem był wielki tłum. Wszyscy zbiegli się, by widzieć wspaniały orszak weselny. Na widok zajeżdżających rozległy się śmiechy, zrazu ciche, potem coraz śmielsze i głośniejsze.
Przed udaniem się do kościoła musiano nieco uporządkować stroje. Wozy stanęły przeto przed wielkim budynkiem. Pod jego ścianą stał właśnie przekupień wędrowny, wesoły drapichrust, imieniem Aslak. Wlazł, by lepiej widzieć, na wóz siana, wsunięty pod przybudówkę dla ochrony przed deszczem. W chwili, kiedy pannę młodą zesadzano z wozu, roześmiał się Aslak i zawołał głośno:
— Niech mnie djabeł porwie, jeśli stary Ole dzisiaj za grosz ma radości, słysząc swój marsz weselny!
Ludzie roześmiali się. Przeważna liczba uczyniła to skrycie, ale tem lepiej zrozumieli wszyscy, o co idzie Aslakowi i co znaczy jego powiedzenie.
Kiedy rozebrano pannę młodą z całej masy chustek, spostrzeżono, że była blada. Płakała, próbowała się uśmiechać, znowu wybuchała płaczem i nakoniec oświadczyła krótko i węzłowato, że nie pójdzie do kościoła.