Nastało zamieszanie, a Randi musiano położyć do łóżka, gdyż dostała takiego ataku płaczu, że wszyscy zatrwożyli się o jej zdrowie. Rodzice stali u jej łoża i kiedy ich poprosiła, by jej nie zmuszali do ślubu, oświadczyli, że może czynić, co jej się podoba i co uważa za stosowne.
Nagle ujrzała Endrida. Nie widziała w życiu nic podobnie nieszczęśliwego, wprost bezradnie zrozpaczonego, jak ten człowiek. Gdyby wykonała swój zamiar, zniszczyłaby całą jego przyszłość. Obok niego stała matka. Nie powiedziała nic i twarz jej nie drgnęła nawet. Ale łza jedna za drugą toczyła się po jej policzkach i patrzyła bez przerwy na Randi. Wówczas dziewczyna podniosła się na łokciach, przez chwilę patrzyła przed siebie, łkając cicho, a potem powiedziała:
— Nie... nie... pójdę... zaraz pójdę!
Padła znów na łóżko, płakała przez chwilę gorzko, potem jednak wstała. Prosiła tylko, by nie grano marsza i wogóle nic, a życzeniu jej stało się zadość. Odprawiono zaraz muzykantów, ale źle uczyniono, bo, wmieszawszy się w tłum, powiększyli tylko plotkowanie.
Bardzo ponuro wyglądał udający się do kościoła orszak weselny. Deszcz sprawił coprawda, że zarówno twarz panny młodej, jak i pana młodego nie były wystawione na ciekawość gawiedzi, aż do samych drzwi kościelnych, ale czuli, że idą przez pletnie i że sami nawet członkowie orszaku odczuwają wielką przykrość, iż muszą się tutaj znajdować.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.