Siedziała i czuła doskonale, że teraz potwierdza się głucha wieść, krążąca wszędzie, iż się „sprzedała“. Niesłychany wstyd, jaki stąd spadał na rodziców, sprawił, że skamieniała na chwilę ze strachu i łzy przestały płynąć z jej oczu.
Ale przy ołtarzu jakieś słowo pastora, opacznie zrozumiane, wprawiło ją w straszne podniecenie i naraz przygnębiło ją wszystko to, czego doznała w ciągu tego dnia. Wydało jej się, że odtąd nie będzie śmiała spojrzeć ludziom w oczy, a zwłaszcza własnym rodzicom.
Pod tem wrażeniem zostawała przez całą resztę dnia i nie mogła też siedzieć przy stole podczas uczty weselnej, a gdy ją prośbami i pogróżkami zmuszono, by siadła wieczorem do stołu, zepsuła nastrój całego towarzystwa i musiano ją w końcu położyć do łóżka.
Wesele, które miało trwać cały tydzień, skończyło się smutnie tego samego jeszcze wieczora.
— Panna młoda zasłabła! — tak powiedziano wszystkim.
Mimo, że nikt temu nie wierzył, było to jednak zupełną prawdą. Randi nie była zdrową i nigdy nie odzyskała zdrowia a skutkiem tego dała życie chorowitemu dziecięciu.
Rodzice kochali je, oczywiście, bardzo, goręcej może nawet niż gdyby było zdrowe, bo uważali siebie samych za winowajców. Nie zajmowali się nikim i niczem poza dzieckiem. Nie chodzili nawet do ko-
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.