Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

Czy wróci? O nie! Zachowywała się niemożliwie! O jakże silne, męskie, wspaniałe było wszystko, co on czynił? Jakże mamę, głupie, śmieszne to, co ona? Od pierwszego krzyku z powodu psa, aż do zaczerwienienia się i płaczu, od niezręczności, z jaką mu pomagała, aż do jedzenia, które nie było na czas gotowe!
Wszakże nie umiała nawet odpowiadać, choć czekał i patrzył na nią zdziwiony! A najgorsze było to milczenie, kiedy pytał, czy codziennie siaduje pod tą skałą! Przecież winna była powiedzieć, że — nie, że nie codziennie. Jej milczenie musiał wytłumaczyć sobie w ten sposób, że chce, że milcząco prosi go, by przyszedł i zobaczył! W ten sposób niewątpliwie wytłumaczył sobie całą jej niezaradność.
O, jakiż wstyd!
Paliło ją całe ciało, zwłaszcza twarz, to też kryła ją coraz głębiej w trawę. Leżała i raz jeszcze wywoływała sobie przed oczy poszczególne obrazy, wystawiała sobie jego czyny i zestawiała je ze swoją niedołężnością, a uczucie zawstydzenia wzrastało coraz to bardziej.
Dzwonki, dolatujące zdala, oznajmiły powrót trzody, a Mildrid leżała ciągle jeszcze w tej samej pozycji. Na ich dźwięk zerwała się, by doprowadzić wszystko do porządku. Nadeszła Beret i spostrzegła zaraz, że coś zaszło. Mildred stawiała niedorzeczne zapytania i dawała jeszcze głupsze odpowiedzi. Wogóle zachowywała się w ten sposób, że Beret zdu-