sama ze sobą. Po jej odejściu rzuciła się na łóżko. Ale chciała odświeżyć sobie w pamięci wypadki dnia, chciała przypomnieć sobie wszystko, co mówił. Zamiast tego jednak zaczęła znowu badać swoje postępowanie i stwierdziła, że przez cały czas nie powiedziała jednego słowa... ani jednego!
Usiadła na łóżku. Cóż on sobie o niej pomyśli? Czyż nie co innego, jak to, że jest bezwolnem stworzeniem! Czyż przywiązanie jego wobec tego może długo potrwać?
Myśl ta nie dała jej spać. I znowu, jak wczoraj, usiadła przed domem.
Była przyzwyczajona zważać pilnie na swe postępowanie, a w tem, co uczyniła dziś i wczoraj, nie było za grosz zastanowienia, nawet przystojności! Wszakże należy trzymać swe uczucia w karbach. A cóż ona uczyniła? Oto oddała się bez gestu oporu człowiekowi, którego ujrzała wczoraj poraz pierwszy! On sam musi nią lada chwila pogardzić... Dlatego to nie śmiała powiedzieć ni słowa nawet przyjaciółce, takiej, jak Inga!
Beret wróciła z pierwszym tonem dzwonka wracającej z pastwiska trzody. Zastała siostrę leżącą na ziemi. Kiedy po dobrej chwili Mildrid podniosła głowę, miała oczy zapłakane i wyraz cierpienia na twarzy. Natomiast Beret była czerwona, spocona i drżała od wzburzenia.
— Co ci jest? — zawołała Mildrid. —
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.