— Nic! — odparła Baret i patrzyła tak uporczywie w oczy siostry, że Mildrid musiała spuścić oczy. Wstała i zabrała się do roboty.
Znalazły się razem przy stole wieczorem. Mildrid przełknęła zaledwo parę łyżek, natomiast Beret jadła z wilczym apetytem. Połykała wszystko, jabby cały dzień nic nie jadła.
— Czyś dzisiaj nie jadła? — spytała Mildrid.
— Nie! — odparła Beret i jadła dalej.
— Czyś była z pastuchami? — spytała po chwili Mildrid.
— Nie! — odparła Beret.
— Nie! — odrzekli parobcy.
Po kolacji położyła się Mildrid. Czuła jednak, że nie zaśnie i tej nocy. Biedna dziewczyna nigdy nie przeżywała nic podobnego. Modliła się tego wieczoru gorąco. Przerywała i zaczynała znowu. Odmawiała dawne modlitwy dziecięce, to znów modliła się swojemi słowami, a ustawicznie powracało na jej usta:
— Dopomóż mi, Boże miłosierny! Dopomóż mi!
Nagle Beret zerwała się na kolana i, pochylając się nad siostrą, szepnęła:
— Powiedz jak on się nazywa?
Była podniecona, a z oczu jej sypały się iskry.
Mildrid była tak znużona, że nie mogła odpowiadać.
— Jak się nazywa? — powtarzała Beret. — Nie zapieraj się! Nic z tego! Śledziłam was dzisiaj przez cały czas.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.