Mildrid przytuliła ją do siebie. W tej chwili stała jej się znowu bliska, jak niegdyś.
— Mildrid! On jest prześliczny! — zawołała Beret. — Proszę cię, zaklinam, opowiedz dokładnie wszystko, jak się to stało!
Przed kilku godzinami nie byłaby Mildrid za żadne skarby świata otwarła ust, by rzec słowo. Teraz opowiedziała wszystko siostrze. Co chwila Beret, słuchająca z zapartym oddechem, rzucała jej się na szyję, a Mildrid nabierała coraz to większej ochoty do opowiadania.
Przegadały całą noc, wstały, ubrały się i wzięły się do zwykłej roboty. Potem przekąsiły coś nie coś i ubrały się, gdyż dzisiaj miały razem oczekiwać Jana. Siadły przed chatą, a przedtem pokazała Beret siostrze, gdzie wczoraj była schowana. Pies składał jej kilka razy wizytę i wracał na swoje miejsce. Mówiły naprzemian i zagadały się tak, że dawno minęła godzina spotkania, zanim się spostrzegły.
Dopiero gdy było zapóźno, Beret wdrapała się na najwyższą skałę i patrzała wokoło. Ale nie było go nigdzie. Mildrid wpadła w taki rozstrój nerwowy, że Beret przeraziła się poprostu. Zaczęła ją uspakajać, tłumacząc, że przecież Jan ma turystów w domu i musi się nimi zajmować. Już przez dwa dni zaniedbał swego Niemca, więc dzisiaj musi to naprawić. Nie może go przecież zmuszać, by sobie sam gotował, sam chodził
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.