Beret nie poszła do rodziców, ale do Jana Haugena. Droga była daleka, a wielkiej jej części nie znała wcale. Musiała iść skrajem lasów, potem piąć się w górę po stromych skałach, gdzie niezbyt bezpiecznie było z powodu dzikich zwierząt. Ale szła śmiało. Jan musiał przyjść, inaczej źle będzie z Mildrid. To był pewnik, który ją skłonił do podjęcia tego niemałego trudu.
Beret była silna i zdrowa. To, co się przydarzyło siostrze, roznamiętniło ją samą. Jan był w jej oczach najpiękniejszym mężczyzną świata i Mildrid musi go dostać! Nie było to dla niej dziwne, że Mildrid oddała mu się natychmiast i że on zbliżył się do niej bez namysłu. Jeśli rodzice tego nie zrozumieją, to muszą swą wolę przeprowadzić w dobry, czy zły sposób, podobnie jak to uczynili pradziadek i dziadek. Myśląc o tem, zanuciła rodzinny marsz weselny.
Przybywszy na szczyt gór, krzyknęła z zachwytu. Miała przed sobą wspaniały widok. Dolina słała się w dal a osiedla zmieniły się w maleńkie punkciki ledwo dostrzegalne, daleko w dole leżały hale,a tu,gdzie stała, piętrzył się skalisty grunt ostremi linjami.
Wiedziała, że iść ma wprost na śnieżny szczyt wysokiej góry, która wznosiła się ponad inne na horyzoncie, gdyż na jej linji w odległości kilku stajań leży osiedle Janowe. I rzeczywiście, po chwili spostrzegła, że już nie daleko.
Ale widok znowu znikł jej z przed oczu. Aby się upewnić co do kierunku drogi, wspięła się na stromą
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.