— Całą drogę biegłam! — powiedziała, by się usprawiedliwić. — Zresztą nie jadłam obiadu! — dodała po chwili. — I w nocy nie spałam! — uzupełniła.
Zamiast wyrazić jej współczucie, powodowany egoizmem zakochanych, spytał porywczo:
— To pewnie i Mildrid nie jadła obiadu i nie spała w nocy!
— Mildrid już od dwu dni wcale nie sypia i nie jada! Sama widziałam! — pomyślała chwilę — Jeszcze nigdy w życiu nie trafiło jej się nic podobnego — dodała z tragicznym wyrazem.
Wstał niezwłocznie.
— Czy możesz już iść? — spytał.
— Spróbuję... — powiedziała niepewnie.
Wziął ją za rękę i szalony marsz rozpoczął się na nowo. Ale zaraz spostrzegł, że w ten sposób rzecz się nie powiedzie, zdjął przeto kaftan, dał jej do trzymania, przerzucił strzelbę przez piersi i wziął ją na ręce. Nie chciała przystać na to, ale nie było rady, przeto zdecydowała się. Niósł ją lekko i bez wysiłku, jak piórko, a ona trzymała się jego kołnierza, gdyż za nic na świecie nie byłaby się zgodziła objąć go za szyję.
Po pewnym czasie powiedziała, że już odpoczęła i może iść sama. Postawił ją przeto na ziemi, wziął z jej rąk kaftan i zarzucił go na lufę strzelby.
Ruszyli dalej. Przy strumieniu zatrzymali się i wypoczęli jako tako, zanim jej pozwolił ugasić pra-
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.