mżyć drobny deszczyk, ale dach wystawał daleko poza ściany, przeto nie odczuwali tego wcale. Mgła obiegła chatę, a oni siedzieli pośrodku, jakby w czarodziejskim pierścieniu.
Mówili przyciszonym głosem poufnie, spokojnie, a każde słowo zbliżało ich do siebie. Wogóle po raz pierwszy rozmawiali. On prosił o przebaczenie za to, że zapomniał, iż przedewszystkiem musi się z tem liczyć co powiedzą rodzice.
Ona zaś wyznała, iż bała się od samej chwili pierwszego spotkania tak bardzo, że zapomniała nawet o rodzicach. Potem wróciły jej na myśl wszystkie niepokojące tak dotąd skrupuły, więc pytała — czy nie spostrzegł, że wczoraj nie przemówiła ni słowa.
Odpowiedział, że tego nie zauważył.
Z wielkiem zażenowaniem zadała mu potem pytanie, czy nie wydaje mu się, że zbyt prędko i zgoła bez oporu ją posiadł.
Nie! Pamiętał jeno, że to było piękne.
Co sądzi o jej ciągłym płaczu?
Nie rozumiał tego dotąd, ale teraz pojmuje doskonale...
Wszystkie odpowiedzi napełniły ją ogromnem szczęściem, tak wielkiem, że nie chciała mu tego okazać i zapragnęła być sama ze sobą. Pożegnali się tedy.
Odeszła do stancji, a on do obory, gdzie miał przenocować.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.