Rozebrała się i rzuciła na kolana przed łóżkiem, chcąc podziękować Bogu.
Nazajutrz Beret jeszcze spała, gdy Mildrid stanęła przed domem. Została Jana, strofującego psa za to, że narobił hałasu goniąc przepiórkę.
Na jej widok pospieszył ku niej, a pies rzucał się na nich po kolei z radosnem szczekaniem, jakby czuł, że są szczęśliwi.
Jan pomagał pasterzom w porannych zajęciach, potem siedli do śniadania wraz z Beret, która się nakoniec wyspała do syta. Potem ruszyli w drogę.
— Słuchaj! — powiedział poważnie, gdy się oddalili znaczny kawałek. — Rozmyślałem nao jedną rzeczą, o której ci wczoraj nie wspomniałem. Jeśli Bóg pozwoli, że się wszystko po naszej myśli zakończy, to pragnę, byś po ślubie zamieszkała u mnie w domu, gdyż nie zamierzam przenosić się do Tingvoldu.
Zarumieniła się i powiedziała wymijająco:
— Cóż na to powiedzą rodzice?
— Czyż rodzice stoją tu na pierwszym planie? — spytał po chwili. — Czyż nie idzie głównie o... nasze... szczęście?
Dotknęło ją to trochę, ale on dodał po pauzie:
— Wszakże musimy się poznać... zżyć się razem ze sobą.
Teraz go pojmowała lepiej, ale nie dawała jeszcze odpowiedzi.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.