— Dzień dobry!
Spojrzał na nią zdziwiony.
— To ty, Mildrid... czy się co stało? — dorzucił szybko i popatrzył jej badawczo w oczy.
— Nie! — odrzekła i zarumieniła się.
Patrzył dalej, a ona spuściła wzrok ku ziemi. Po chwili ojciec oparł siekierę o kloc.
— Chodźmy do matki! — powiedział.
Po drodze pytał, co słychać z bydłem, dowiadywał się o różne rzeczy, a ona dawała zadawalające odpowiedzi.
Teraz, myślała, Jan widzi nas. Obeszli stodołę i skręcili do domu. Przybywszy do świetlicy, ojciec otworzył drzwi do kuchni i powiedział:
— Chodźno matko! Mildrid przyszła.
— Czy się co stało? — spytała matka.
— Nic! — odparła Mildrid i weszła za ojcem do kuchni, gdzie matka siedziała przy ognisku, skrobiąc ziemniaki.
Matka spojrzała Mildrid w oczy podobnie jak ojciec i spojrzenie to miało ten sam skutek. Randi wstała, odstawiła miskę, otworzyła drzwi przeciwległe, powiedziała coś służącej, potem odpasała fartuch, umyła sobie ręce i wszyscy troje weszli do świetlicy.
Mildrid znała rodziców i wiedziała, że te przygotowania oznaczają, że się spodziewają usłyszeć coś niezwykłego.
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.