Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

To jej odjęło tę odrobinę odwagi, której zaczerpnęła po spotkaniu z ojcem. Ojciec siadł twarzą wprost ku lasowi naprzeciw okna, matka na ławie przy dłuższej ścianie, a Mildrid tuż przy oknie tak, że była zwrócona bokiem do Jana, który mógł widzieć twarz ojca i ją, natomiast prawie nie dostrzegał matki.
Teraz matka zapytała o bydło i gospodarstwo i otrzymała tę samą odpowiedź, tylko bardziej szczegółową, bo pytała dokładniej. Mimo, że obie przeciągały umyślnie rozmowę, temat wyczerpał się bardzo prędko.
Nastało milczenie. Rodzice patrzyli na córkę uważnie. Mildrid chciała uzyskać zwłokę i spytała, co słychać w dolinie. Mimo, że i ten temat rozciągano możliwie długo, nareszcie nie było nic do gadania. Znowu nastała ta sama cisza i te same spojrzenia utkwiły w twarzy Mildrid.
Nie mając o co pytać, siedziała, gładząc dłonią ławę, na której siedziała.
— Czy byłaś u babki? — spytała matka.
— Nie! — odparła córka.
To znaczyło, że ma ona sprawę wyłącznie z rodzicami i teraz niepodobna było dłużej zwlekać.
— Mam wam, kochani rodzice, coś powiedzieć! — zaczęła, spuszczając oczy i blednąc, to znów rumieniąc się mocno.
Patrzyli na sobie zaniepokojeni, a Mildrid spojrzała błagalnie na oboje.