z każdą chwilą poufniejszą, a w końcu, już o zmierzchu zdobyła się matka na odwagę i zapytała — jak się... to... stało. Mildrid nie umiała nic powiedzieć. Może powodowała nią czysto kobieca ciekawość, ale Janowi pytanie to było bardzo na rękę.
Nie opowiedział o pierwszem spotkaniu, gdyż nie był w stanie, natomiast szeroko rozwrodził się nad dniem wczorajszym. Dowiedzieli się tedy, że Mildrid trapiły straszne wyrzuty; że nie jadła i nie spała; dalej, że Beret poszła po niego aż do Haugu, opisywał forsowny marsz, wyprawę Mildrid, jej odnalezienie, gdy znużona legła na trawie i zasnęła, powtarzał z naciskiem, jak bardzo zależało dziewczynie na zezwoleniu rodziców...
Słuchali wzruszeni, poznając w tem, co czyniła, swoją ukochaną córkę i nabrali przekonania, że byli dla niej zbyt surowi.
Opowiadając o Mildrid, mimowoli opowiadał Jan także i o sobie, a z każdego słowa wynikało, iż ją bardzo kocha. To uradowało bardzo rodziców. Odczuł to i radość ich sprawiła mu wielką uciechę, a oni zaskoczeni wprost tą śmiałością i prostotą, zaczęli nań spoglądać tak życzliwie, jakby już przyjęli jego konkury i dali swe zezwolenie.
— Pewnie już, nie pytając nas wcale — rzekła żartobliwie matka — poczyniliście wszystkie przygotowania do wesela!
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.