Ojciec roześmiał się serdecznie, a Jan, miast odpowiedzi, zanucił pierwsze takty rodzinnego marsza weselnego.
Ale w tej chwili spojrzał przypadkowo na matkę i spostrzegł ze zdziwieniem, że zbladła, jak ściana. Zrozumiał zaraz, że uczynił coś niestosownego. Przeraził się na dobre, gdy Randi, coraz to bardziej niespokojna, wyszła nakoniec z izby. Wstał również i chciał iść za nią prosić o przebaczenie.
— Coś widać złego uczyniłem? — spytał ojca.
Nie zaraz odpowiedział.
— Nie znasz jej dobrze, chłopcze!
— Może lepiej pójdę zaraz i załagodzę niewłaściwy postępek? — spytał.
Endrid nabrał doń takiego zaufania, że bez wahania zwrócił się i rzekł:
— Nie, chłopcze drogi! Zostaw ją w spokoju! Musi to sama ze sobą przewalczyć! Znam ja ją dobrze!
Jan, czując, że tonie u samego portu, posmutniał bardzo i siedział jak na szpilkach, mimo, że Endrid starał się usilnie usunąć z jego pamięci niefortunne zajście.
A Randi siedziała na kamiennych schodach z twarzą ukrytą w dłoniach i płakała. Przed oczyma jej stanęło całe życie. Ona nie oddała się, jak córka, bez namysłu człowiekowi ukochanemu i wstyd, jaki ją spotkał, była to zasłużona kara. Siedziała długo, targana najsprzeczniejszemi uczuciami, od żalu i buntu,
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.