aż do cichej skruchy. Siedziała długo... długo... potem wstała, podeszła do drzwi babki i zawołała:
— Mildrid! Chodź tu, dziecko!
A gdy zaniepokojona córka wybiegła, pochwyciła ją w objęcia, przytuliła do piersi i powiedziała, łkając:
— Niech cię Bóg błogosławi i nagrodzi... boś dobrze uczyniła!
Mężczyzni zobaczyli je, idące razem ku świetlicy. Szły tak spiesznie, że odrazu przeczuli, iż coś ważnego zaszło. Drzwi się rozwarły... weszły, a Randi, zamiast zwrócić się do Jana i oddać mu córkę, przyciągnęła ją raz jeszcze do siebie i wyszeptała:
— Niech cię Bóg błogosławi i nagrodzi,... gdyż dobrze uczyniłaś!
W chwilę potem znaleźli się wszyscy czworo w mieszkaniu babki, która była w jaknajlepszem usposobieniu. Od samego początku wiedziała przez służące, kim jest Jan Haugen, i uznała ten związek za zrządzenie Opatrzności, oraz łaskę boską, okazaną synowi i jego żonie. Odrazu powiedziała Janowi w oczy, że jest ślicznym chłopcem i radość zapanowała niezmącona, a dzień skończył się odczytaniem rozdziału Biblji, zaczynającego się od słów:
— Oto pan był dzisiaj w domostwie naszem...
∗ ∗
∗ |
Jeszcze tylko dwa momenty z życia Mildrid zaznaczyć musimy. Pierwszym było weselisko młodej pary.