zależność. (na stronie). Ten człowiek mnie przeraża.
Rejent. Więc w cóż się obróciła nasza umowa?
Żegocina (zatykając uszy.) Jaka umowa? nie chcę!...
Rejent. Umowa dobrowolna, której pani nie zaprzeczysz...
Żegocina. Wyłudziieś ją pan w chwili rozdrażnienia... nie zastanowiłam się... (n. s.) Pięknie byłabym się wykierowała!
Rejent. Byłaś pani pełnoletnią... i zdrową na umyśle...
Żegocina (nagle stając przed nim i rozkładając ręce). No, zresztą ja nie mam nic... i cóż mi pan zrobisz?...
Rejent (gorączkowo). To się pokaże... nie wolno się pani zrzekać...
Damazy. Ale za pozwoleniem panie mości dzieju... o cóż chodzi? bo może pani nie zrozumiałaś... Posłałem Antoniego... cóż on pani powiedział?
Żegocina. Nic.
Damazy (do Antoniego.) Jakto, nic?
Antoni. A nic.
Damazy. Nic!
Antoni. Pańskiego postanowienia na moją korzyść nie mogłem uważać za nieodwołalne... zbyt pan byłeś rozdrażnionym, a co większa, to byłoby niesprawiedliwością; więc powiedziałem ciotce, że co do podziału majątku, wspólnie się państwo porozumiecie.
Damazy (kręcąc palcem) Co wiedział, to powiedział!
Żegocina. Tak jest... więcej ani słówka... tylko Rejent przed nim; przyszedł z wiadomością, że brat odstępujesz mi połowę...
Damazy. O! za pozwoleniem, panie mości dzieju, to było warunkowo... jest legat...
Rejent. Legat! jaki legat!
Żegocina (cicho do Damazego). Wybornie! (do Rejenta). A widzisz pan! niema nawet połowy..
Damazy. Zapis dla pani Tykalskiej.
Żegocina. Tak, dla mojej siostry. (n. s.) Jaki on dowcipny! (bierze pana Damazego na bok i rozmawia z nim na stronie.)
Antoni (szukając kapelusza; do siebie.) A zresztą, róbcie sobie co chcecie, układajcie się, jak wam serce dyktuje, a mnie dajcie pokój.... Ja wiem, że mam moją Helenkę, i o więcej nie dbam!... (znalazłszy kapelusz wychodzi na prawo, przesławszy im giest żartobliwy.)
Żegocina (do pana Damazego cicho.) Mój braciszku, zlituj się, broń mnie przed tym człowiekiem... już wolę ci wszystko powiedzieć... wystaw sobie, on ma pretensję... (mówi mu do ucha; Damazy parska śmiechem) Tak mi się jakoś wymówiło, i on z tego skorzystał, ale ja nie chcę!...
Damazy (spoglądając na Rejenta, który chodzi z kwaśną miną). Spodziewam się.. a to psu na budę by się nie zdało...
Żegocina (na stronie.) Dostałabym się pod kuratelę, w jakiej jak żyję nie byłam... (do Damazego cicho) Ja bratu wierzę, wiem że mi krzywdy nie zrobisz... twój postępek otworzył mi oczy... więc dziel jak ci sumienie każe...
Damazy (na stronie). To mnie zajechała mądrze, panie mości dzieju...
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/109
Ta strona została przepisana.