wszyscy Kraszewscy i Syrokomle... gdzież to przyrównać!... (z wyższością) a ten mi gada o gęsiach! (czyta, po chwili mówi) Jaki on grzeczny, ten pan Mieczysław, że mi zawsze przywiezie coś nowego.
Kasia (wchodzi środkowemi drzwiami.) Proszę pani, Jakóbowa się pyta, co ma zrobić z temi gęsiami?
Ludwika. Jest! (z emfazą.) Jakóbowa jest gęś i ty razem z nią!
Kasia. No, to dobrze, ale... takie ładne gąski, bieluchne jedna w drugą.
Ludwika. Niech je weźmie do kurnika i sprawa skończona... (niecierpliwie.) Ah! Boże kochany, jak wy możecie mnie głowę zawracać takiemi rzeczami... (po chwili.) No idźże sobie... słyszałaś! (znowu czyta.)
Kasia (wychodzi i po chwili wraca.) Proszę pani, proszę pani, pan Mieczysław przyjechał; wiąże konia u płotu.
Ludwika (zrywając się z kanapy.) Pan Mieczysław! (biegnie do okna) prawda! Ah! dla Boga, a ja jeszcze nie ubrana (n. s. spuszczając oczy.) Ten młodzieniec skompromituje mnie, jak mamę kocham! od niejakiego czasu przyjeżdża tu codziennie.
Kasia (w oknie.) Przypatruje się gęsiom na wszystkie strony i pyta się o coś Jakóbowej.
Ludwika (n. s.) Jaki zręczny! udaje, że go interesuje przedmiot tak poziomy... o! miłość uczy podstępów.
Kasia (j. w.) Teraz wali tu prosto.
Ludwika (żywo.) Uciekam (do Kasi.) Ah! krepina leży na krześle, patrz! co ona tu robi!
Kasia. Pewno Józia się nią bawiła i przyniosła tu.
Ludwika. Weź i pójdź za mną (wychodzi na lewo, za nią Kasia wziąwszy z krzesła podkładkę do włosów.)
Mieczysław (sam, wchodzi środkowemi drzwiami i spogląda przez chwilę w głąb.) Znowu jedno corpus delicti... te gąski, to najwidoczniejsza kontrabanda... wszak to wyraźnie zabronione kontraktem... (wchodzi na scenę) o! panie rządco, zdaje mi się, że pogrzebiesz się własnemi rękoma, co daj Boże jak najprędzej... (bierze ze stołu książkę, którą zostawiła Ludwika.) Czuła pani Ludwika czytała „Sprawy kryminalne“ i usłyszawszy mnie, uciekła do toalety... jakbym widział... swoim zwyczajem pewno jeszcze nie ubrana... (spostrzega w kącie kanapy kok) a co, nie powiedziałem? (bierze kok delikatnie we dwa palce i podnosi) Gdzie to ta cywilizacja się nie wciśnie... nawet na folwark... Ty, panie mężu, kradnij, oszukuj, rób co chcesz, bylem ja miała koki i fioki (rzuca napowrót w to samo miejsce.) Najrozumniej co wujowstwo mogą zrobić, to mnie puścić ten folwark w dzierżawę... (idzie do okna z prawej strony.)
Kasia (wchodząc z lewej strony, n. s.) Znowu kok się gdzieś zapodział... ten dzieciak to zawsze wszystko musi powywłóczyć...