Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Szymelski. Ano, żyd kuty, mrugnąłem tylko na niego i zaraz się. mospanie domyślił... zagadał zręcznie i szepnąwszy, że wstąpi jutro, odjechał.. Tamten też widząc, że nie ma co robić, wsiadł mospanie na szkapę i powędrował... (d. s.) wyraźnie szpiegował.
Ludwika. A dla czegóż go nie zatrzymałeś, kiedym ci mówiła?
Szymelski. Ale moja Ludwisiu, czy to jest gość dla nas?... robi nam tylko ambaras... cóż my mamy z nim za przyjemność?
Ludwika. Zkądże ty występujesz w mojem imienia... mów tylko o sobie, za mnie nie ręcz.
Szymelski (obracając to w żart.) A to ładnieby było, mospanie (po chwili biorąc jej rękę.) Zresztą, albo to jemu wizyty w głowie... do ciebie umyślnie przecież tu nie przyjeżdża.
Ludwika (zirytowana.) Kto wie?
Szymelski (j. w. chcąc uścisnąć.) No, rozprawiłbym ja się z nim! chociaż on panicz, ale takąbym mu wyrżnął sarabandę, że...
Ludwika (z gorączkową ironią, usuwając go.) Doprawdy!
Szymelski (j. w. chcąc ją wziąć w objęcia.) A nie inaczej!
Ludwika (j. w. odepchąwszy go, z przymuszonym śmiechem.) Ha! ha! ha! teraz rozumiem, widzę, jak na dłoni... to ty sam umyśnie tak go przyjąłeś, aby mu okazać, że go u siebie miewać nie życzysz... i dla tego odjechał.
Szymelski (zdziwiony.) A cóż ci tak, mospanie, chodzi o niego?
Ludwika (gorączkowo.) Nie zapierasz się?
Szymelski (patrząc jej w oczy.) No, a chociażbym tak zrobił, czy nie mam do tego prawa?
Ludwika (chodząc, zirytowana.) Więc na toś wziął mnie, córkę obywatelską, żebym siedziała w domu jak zamurowana i nie przyjmowała odpowiedniego dla mnie towarzystwa?
Szymelski. Czy tak, czy siak, ten panek to towarzystwo nie dla ciebie.
Ludwika (z ironią.) Tak ci się zdaje? sumienie ci nie mówi, że w tej niewoli, w jakiej się znajduje i on jedyną dla mnie może być rozrywką?
Szymelski. Sumienie?... w niewoli?... (p. c.) A czemże on cię tak rozrywa?
Ludwika (chodząc) Emabluje mnie, jest grzecznym... czego ty nie potrafisz.
Szymelski. Emabluje cię?... cóż to jest, to niby, że...
Ludwika. Stara mi się przypodobać, robi siupryzy, przywozi książki...
Szymelski. On ci się stara przypodobać!... a zkądże to on sobie przywłaszczył to prawo?
Ludwika. Widząc, że mam męża... z innej sfery, który mnie nie rozumie, nie pojmuje...
Szymelski (zaczynając się rozdrażniać.) No, zapewne, że cię nie rozumiem, zupełnie nie rozumiem... bo jeżeli nazywasz to, mospanie, chęcią przypodobania się, że nie przewitawszy się nawet z tobą, odjechał, to chyba mnie się w głowie przewróciło... Wszakże to jakby ci dał po nosie.
Ludwika. Bo to twoja sprawka! i tego ci nigdy nie zapomnę! nie daruję!