Szymelski (j. w.) Ludwisiu, umityguj się, jeżeli masz Boga w sercu... Jakto! powiadasz, że ci się przykrzy ze mną, i że ten dandys cię rozrywa...
Ludwika. Ha! ha! ha! co za przyrównanie (akcentując z ubliżającą ironią.) On!... i ty!
Szymelski. No, ale wszakżeż ja twój mąż.
Ludwika (j. w.) Niestety! tylko pomyśl, jaki między nami przedział... córka obywatelska, i jakiś oficjalista... lichy ekonomina.
Szymelski (marszcząc się.) Za któregoś poszła od biedy... wiem, wiem, daliście się z tem słyszeć... ale ten oficjalista wziął cię w jednej sukienczynie, nie żądając, wiesz o tem, żadnych posagów... ten ekonomina pracuje krwawo, żeby dogodzić twoim fantazjom i jeżeli jeszcze nie dopuścił się złodziejstwa, to dla tego, że się wzdryga na samą myśl o tem... Zresztą, przysięgłaś mu, już nie mówię, posłuszeństwo, ale wierność, i... ten biedny człowiek, którym poniewierasz, jest ojcem twojej Józi... (p. c. wzruszony, biorąc jej rękę.) Ludwisiu, jeżeli mnie kochasz...
Ludwika (z ironią.) Ha! ha! ha!
Szymelski (wzruszony.) Jakto, więc mnie nie kochasz?
Ludwika. Co za pretensja!
Szymelski. Pretensja! (p. c.) czy ja śpię, czy mi się śni? więc to jest pretensja, gdy mąż, co kocha żonę chce, żeby i ona go kochała? (Ludwika chodzi poruszona.) Kobieto! co przez ciebie przemawia! upamiętaj się!
Ludwika. Idź sobie!... jesteś tyran, świat mi zawiązałeś.
Szymelski. Ja ci świat zawiązałem! gdym cię wybawił od głodowej śmierci, albo od czegoś gorszego... wszakżem za tobą nic nie wziął.
Ludwika. Nic! nic!... więc to nic taka ofiara, gdy ja, córka obywatelska poświęciłam się wychodząc za ciebie.
Szymelski. A! więc tyś się poświęciła? i cóżeś poświęciła? biedę, i dla kogo to poświęcenie? dla siebie, żebyś miała co jeść, bo teraz widzę, że nie dla mnie.
Ludwika. Powiedziałam ci, idź sobie!... patrzeć na ciebie nie mogę (płacze.)
Szymelski. Ha! kiedy nie możesz patrzeć... to trudno... narzucać ci się nie będę (chodzi; po chwili milczenia.) Dziś jeszcze jadę do dziedziców i dziękuję za służbę rządcy... może mi dadzą miejsce pisarza prowentowego, gdzie przy sobie, na dworskim stole... nie chcę ci dłużej zawiązywać światu... Zostańże tu sobie z panem Mieczysławem... może cię zrobi swoją gospodynią.
Ludwika (szlochając.) Tegom się doczeka ..ka...kała!... i on... powia...wia...da... że mi światu nie zawiązał!
Szymelski (coraz drażliwiej i chodząc coraz prędzej.) Nie możesz patrzeć, to nie patrz!
Kasia. Proszę pani! (spogląda po nich; n. s.) Co się tu stało?
Szymelski (groźnie.) — Czego chcesz?
Kasia (n. s.) Jej! patrzy, jakby mnie chciał połknąć.