Mania. Z tym oryginałem?
Sędzina. Oryginałem?
Mania (śmiejąc się). Prezentował mi go ktoś, i mówiłam z nim tyle, ile nakazywała zwyczajna grzeczność... Czy wie mama, że ledwie mi odpowiadał monosylabami... taki sztywny, taki jakiś...
Sędzina. To nic nie dowodzi, z takich bywają najlepsi mężowie.
Mania. Jakto?
Sędzina. I proszę cię, abyś była dla niego grzeczną...
Mania. Niechże mnie mateczka nie straszy...
Sędzino. Moje kochanie, ty jeszcze sama nie wiesz, co o nim możesz wyrzec, gdy się bliżej poznacie.
Mania (n. s.) Jezus Marya! to klęska z tymi konkurentami.
Sędzina. Przedstawił mi się i prosił o pozwolenie bywania w naszym domu, a że dowiedziałam się, że familiant i bardzo bogaty, przyjęłam to dobrze... obiecał się towarzyszyć nam dziś na przechadzkę... tylko go patrzeć.. więc proszę cię, na wszelki wypadek, nie odstręczaj go kaprysami.
Mania (n. s.) Dobrze go przyjmę. (gł) Będę dla niego słodką jak cukierek, ale pod warunkiem, że mnie rodzice uwolnią od Albina.
Sędzina. Ale dobrze, powiedziałam ci już... bądź spokojną.
Mania (n. s.) Dobrze, że z tym przynajmniej się skończy... z tamtym drugim będzie łatwiej.
Sędzia (idąc prosto do otwartego w głębi okna z prawej strony i zamyka je). Mój Boże kochany, co się naproszę, żeby nie otwierać okien, aż dopiero po zachodzie słońca... co tu much naleciało!
Sędzina. Ter, ter, ter... ledwo wszedł, już gdera... daj też pokój muchom, bo tu jest coś ważniejszego...
Sędzia (u okna). Basia mi zawsze na złość robi, jak honor kocham.
Sędzina. Wiesz, żeś zabawny.
Sędzia. Nie lubię tego; spodziewam się, że jako pan domu mam prawo żądać, aby robiono tak, jak ja sobie życzę.
Sędzina. I któż ci się sprzeciwia?
Sędzia. Wszyscy, cały dom, proszę cię: okien nie otwierać!... gdzie tam, jak groch na ścianę.
Sędzina (ironicznie). Jesteś przywiązany mąż i czuły ojciec!
Sędzia. Skądże Basia wyjechała z mojem ojcowstwem?
Sędzina. Bo kwestja otwierania okien i wpuszczania much, wydaje mi się bardzo nędzną, w porównaniu z przedmiotem, o którym właśnie chciałam się z tobą naradzić...
Sędzia. Masz tobie! znowu narada... człowiek nie ma spokojnej chwili, jak honor kocham.
Mania (która przez ten czas przeglądała pisma na stole; do ucha matki). Czy mateczka będzie mówić o panu Albinie?
Sędzina. Tak jest.
Mania. To ja wyjdę... dobrze?
Sędzina (z uśmiechem). Dobrze, dobrze.. ale pamiętaj coś mi przyrzekła...