Sędzia. Tak jest! żonaty... ale jak jeszcze!... najprzód praktykował u jakiejś baby starej jak świat... później się z nią ożenił... wtenczas baba go osiodłała... a na koniec zawojowawszy, wygnała z domu na cztery wiatry!
Sędzina. Zgroza!
Sędzia. A widzi Basia! ja to zaraz coś miarkowałem, tylko nie chciałem mówić... bo to u Basi jak nic: a to się nie znasz! a to ci się zdaje; a to się nie wtrącaj!... ma Basia teraz skutki!
Sędzina (znękana.) Żonaty!
Sędzia. Prowadzi proces o rozwód i o stracone korzyści. Wylikwidował babie parękroć, ale figę dostanie... Tymczasem goły, jak turecki święty przymawiał mi się o pożyczenie kilkudziesięciu rubli.
Sędzina. Czy podobna? tak mało cię znając!
Sędzia. Co Basia chce! są ludzie z czołem wytartem... po rękach mnie całował, ale naturalnie odmówiłem; tyle tylko musiałem zrobić, żem mu nastręczył obrońcę...
i wyprawiłem za drzwi Żeby nie ja, Basia byłaby go zaprosiła na kawę, jak honor kocham (chodzi po scenie.)
Sędzina (siadając.) Czyż mogłam przewidzieć!... ah! ja to przychoruję... wszyscy już wiedzą. (po chwili wstając.) Ha! niema rady, tylko trzeba Albina czemprędzej ściągnąć napowrót.
Sędzia. Albina! przecież go Mania nie chce!
Sędzina. Musi chcieć!.. ah! ta dziewczyna o śmierć mnie przyprawi!... Tu już chodzi o naszą ambicję Tegoby trzeba tym wszystkim plotkarkom, żebyśmy wyjechali bez niczego! powiedzą, żeśmy przywieźli córkę na pokaz, a nikt jej nie chciał! (chodzi także po scenie po chwili.) Zresztą chociażby to nie przyszło do skutku, idzie o to, aby Albin mógł być uważany za jawnego konkurenta Wówczas nikt nie będzie miał prawa robić wniosków o Brylańskim! (łamiąc ręce.) Ah! coby to był za tryumf dla wszystkich, którym jesteśmy solą w oku! (po chwili zatrzymując się.) Albin w Mani gustuje, co do tego niema wątpliwości...
Sędzia. Ale gdzie tam! mnie powiedział zupełnie co innego.
Sędzina. Inaczej mu nie wypadało, gdy z twoich słów mógł miarkować, że go niechcemy.
Sędzia. Więc jakże zrobić, kiedy mu już dałem do zrozumienia..
Sędzina Powiedz, że żartowałeś... łatwo go przekonasz...
Sędzia. Owszem, życzyłbym sobie go przekonać... ale.. to byłoby zanadto widoczne łapanie...
Sędzina. Rób jak chcesz, ale sprowadzić go musisz koniecznie... i to zaraz!.. resztę ja biorę na siebie.
Sędzia (stanowczo.) Nie pójdę!
Sędzina. Chcesz mnie widzieć na marach...
Sędzia. O! o! (w ciągu tej rozmowy każde z nich to chodzi, to przystaje, stosownie do wymagań sytuacji.)
Sędzina. Tyś winien temu wszystkiemu...
Sędzia (obruszony.) Ja winienem!... patrzcie państwo..
Sędzina. Ty, bo mogłeś się był czegoś stanowczego dowiedzieć... ja jako kobieta, nie miałam tyle sposobności... (Sędzia chce mówić.)
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/39
Ta strona została przepisana.