Antoni. Dobrodzieja...
Seweryn. Zapewne! Myślę o jej przyszłości...
Antoni. Żenisz się z nią?
Seweryn. (śmiejąc się, jakby usłyszał coś potwornego). Dobry sobie!... — tylko słuchajno, nie wygadajże się przypadkiem przed ciotką, bobyś tu narobił dopiero bigosu...
Antoni. Ładne zamiary, z któremi potrzebujesz się taić.
Seweryn. Cóż to? nie znasz ciotki i tak chciałaby się jej delikatnie pozbyć, namawia ją do szarytek... dziewczyna broni się pokusom jak może, ale dosyćby było najlżejszego podejrzenia, aby padła ofiarą...
Antoni. Wybierając z dwojga złego, skoro już zawsze ma być ofiarą...
Seweryn. Dajże pokój, nie żartuj. Ale wracając do tego, o czem mówiliśmy poprzednio, jakiejż to rady chciałeś odemnie?
Antoni. E, nic już...
Seweryn. Powiedz otwarcie, proszę cię.
Antoni. Oto, ponieważ mają tu przybyć, chciałem prosić ciotkę, aby mię oświadczyła panu Damazemu, a że ty masz łaski u niej, sądziłem...
Seweryn. Jużto, jeżeli się spodziewasz, że wam co udzieli, tobie albo Helenie...
Antoni. Widzę, że się dziś niedogadamy, do widzenia, (wychodzi głębią).
Seweryn (sam, siada na kanapie). A jaki drażliwy... (po chwili) Jednak przysiągłbym, że on rachuje na jakieś dobrodziejstwa ciotki... ha... ha... grubo się myli... (po chwili) A zresztą, któż ma większe prawo do tego majątku? (wstaje) gdy go otrzymam, powiedzą, że pieczone gołąbki same mi wpadły do gąbki... a czyż kto zrozumie, ile mię to kosztowało przymusu, pracy nad sobą!... (szyderczo) On pracuje powiadają, to się nazywa pracą! że gospodaruje i robi co chce!... jeżeli to jest praca, to ja jestem umęczony.. czyściec przechodzę za życia! (łamiąc ręce i zaciskając zęby) dusić się pod maską, która cięży jak z ołowiu, całując rękę, którąby się gryzło do krwi!... i dziwią się potem, gdy człowiek, który przeszedł taką szkołę, szuka odwetu na innych!... (po chwili) Ktoś idzie! (kładzie się napowrót i bierze książkę).
Seweryn (wstaje z kanapy, obejrzawszy się, zbliża się do niej). Manieczko!
Mańka (krzyknąwszy z udanym przestrachem). Ah!
Seweryn (odskakując) Cicho! na Boga.
Mańka. Brzydki, jakżesz można tak straszyć ludzi.
Seweryn (z daleka). Tylko nie udawaj, proszę cię.
Mańka. Pokazałeś się pan w lustrze niespodzianie, jak jaka mara!
Seweryn (przysuwając się ostrożnie). Czyż wyglądam na straszydło?