Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/54

Ta strona została przepisana.
SCENA IV.
Poprzedzający, Antoni (głębią).

Antoni. Zagadawszy się, zapomniałem ładunków... (bierze je z krzesła w głębi; spostrzegając Seweryna i Mańkę.) Aha! a ci państwo nie tracili tu czasu.
Seweryn (siadając.) Cóż, zabiłeś co?
Antoni. Nigdy człowiek nie ma głupszej miny, jak kiedy się czuje gdzieś niepotrzebnym... ale stało się.
Seweryn'. Czy idziesz na powrót.
Antoni. A naturalnie... (zbliżając się do Mańki) ale korzystając ze sposobności, czuję się w obowiązku postawienia się na chwilę w roli moralizatora (bierze jej rękę.) Panno Marjo posłuchaj życzliwej rady, strzeż się pani słówek, których nie można powtórzyć przy świadkach.
Mańka (spostrzegłszy wchodzących, usuwa rękę.) Dajżesz pan pokój... idą.. (odchodzi w lewo.)

SCENA V.
Seweryn, Antoni, Tykalska (ubranie skromne z pończochą w ręku.) Żegocina (w czarnej sukni pół żałoba.) Rejent (wchodzą głębią)

Żegocina. Śliczne rzeczy! cóż to za nieprzyzwoite jakieś zaczepki? miałam rację, utrzymując, że pan Antoni był zawsze najgorszym przykładem dla Sewerynka; wykapany portret nieboszczyka ojca; ze swoją lekkomyślnością, wyjdziesz jak on, przepowiadam ci.
Antoni (seryo.) Prosiłem już cioci tyle razy, aby szanowała pamięć naszego ojca...
Żegocina. Doprawdy, więc nie wolno ciotce skarcić młokosa, który dopuszcza się w jej domu nieprzyzwoitości...
Antoni (j. w.) Owszem, wolno cioci upatrywać we mnie wszystkie złe skłonności, jak to zawsze robi, ale nie pomiatać pamięcią człowieka, którego wartości nie jest zdolny ocenić żaden rozum kobiecy...
Żegocina (do rejenta.) Słyszysz go pan?
Seweryn (n. s.) Upiekło mi się (szuka kapelusza.)
Tykalska (do odchodzącego Antoniego.) Anteczku, coś ty znowu zrobił kanaljo?
Antoni. E, daj mi cioteczka pokój, bo się cały trzęsę (wychodzi głębią.)
Tykalska (grożąc mu.) Oj, ty, ty, wisusie!

SCENA VI.
Seweryn, Tykalska, Żegocina Rejent.

Żegocina. Szkaradny chłopiec, instynktowo nie lubiłam go od najmłodszych lat.
Tykalska. Anteczka! a to za co?
Żegocina (tonem wyższości.) Moja Tykalska, tylko się nie odzywaj, proszę cię... już ty to taka jesteś łatwowierna.
Rejent. Pani musi być e.. e... e... zbyt sercowa.
Tykalska. Mój panie, ja tam na serce nie choruję... nie znam żadnych palpitacyj...
Rejent. Podobne usposobienie często sprowadza nam... e... e.. e... zawody... mogę to powiedzieć z własnego doświadczenia...
Żegocina. Tak z twarzy, jak całym charakterem Antoni przypomina szanownego mego szwagierka... panie odpuść mu tam jego grze-