Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/76

Ta strona została przepisana.

Antoni. Jeżeli ciotka pozwoli, ja go tymczasem zastąpię (nalewa, do Damazego.) Czy można do pana?
Damazy. W niezawodne ręce, panie mości dzieju.
Żegocina (do rejenta, który oparłszy łokcie na stole, złożywszy ręce, spogląda pożądliwie po talerzach.) Cóż pan rejent tak się zamyślił?
Rejent. Mnie dobra pani, widok tego, co jej podobało się nazwać maleńką przekąską, nasunął sporą wiązkę uwag filozoficznych...
Damazy (przed wypiciem do rejenta.) W ręce acana dobrodzieja!
Rejent (dziękując schyleniem głowy.) I gdybym miał talent nieboszczyka biskupa Warmińskiego, napisałbym bajeczkę pod tytułem: Ludzie i Wilcy (bierze kieliszek.) Kiedy zgłodniały wilk porwie barana, albo cielę, oburzenie nie ma granic... (wypija szukając oczyma przekąski) robią obławy, ścigają go, trują, bez względu, że jest w swojem prawie, bo natura nie stworzyła go trawożernym...
Żegocina. Może kawałek pasztetu?
Rejent (nakładając na talerz.) Całuję rączki. Ale gdy ten sam człowiek, mając chleb na zaspokojenie głodu, dla zbytku morduje cielęta, prosięta, ściga po barbarzyńsku zwierzynę, na to, żeby z tego zrobić w ostatku ot taki pasztet, to nikt mu tego nawet nie weźmie za złe.
Damazy. Przyznam się acanowi dobrodziejowi, że ja pierwszy.
Jan (wchodząc.) Pan Seweryn słaby, powiada, że nie przyjdzie.
Żegocina. Słaby? cóż mu się stało? Mańka, proszę cię, idź dowiedz się...
Tykalska (wstając.) Ja pójdę (n. s.) ta siostrunia, to nie ma zastanowienia... jakżeż można!... (wychodzi.)
Damazy (do Mańki.) Ale czyś i ty nie słaba, kolory wystąpiły ci na twarz.
Mańka (cichym głosem.) Głowa mnie boli (kładzie dłoń na czole.)
Rejent (bardzo zajęty jedzeniem.) Na przykład, czy państwo nie znacie pana Tadeusza Mickiewicza?
Damazy. Tadeusza? ja znałem, ale Marka panie mości dzieju.
Helena. Ale tatuńcio! pan mówi o poemacie Mickiewicza, przecie czytałam tacie wyjątki (ze spojrzeniem na Antoniego.) Pan Antoni mi przywiózł.
Damazy. A prawda — bodajże cię!... no — przepraszam (do rejenta.) Tam jest także rejent.
Rejent. Więc państwo znacie i jego Zosię.
Damazy. A tak. jest i Zosia.
Rejent. Czy uwierzycie mi, że widząc na wystawie w Warszawie obraz wyobrażający tęż Zosię, jak: (deklamuje.)
Czerpie z sita i sypie na skrzydła i głowy
Ręką jak perły białą gęsty grad perłowy...
ja w tej sielance dostrzegłem najkrwawszy dramat!
Antoni (który stoi za nim oparty o kulisę wpatruje się w siedzącą na przeciw Helenę.) A to jakim sposobem?
Rejent (obejrzawszy się nań.) Jakim sposobem? bardzo prostym. Na pozór jest to scena najidealniejsza... (z pełnemi ustami.) te gąski, kury, kaczęta, wszystko to prześliczne, słyszymy jak ta Zosia