dobrzy z tą swoją pracą na wsi, byle nam imponować... Bartek z orze, Bartek zasieje i samo tak sobie potem rośnie... i to się nazywa praca... daj buzi...
Antoni. Zawsze byłeś i jesteś bajduś.
Genio. Bajduś z Bajdusiów, chlubię się z tego... a zresztą, cóż ty sobie myślisz? Bajdalscy to stara szlachta, tak stara, że nie ma ich już nawet w herbarzach.
Antoni. Sowizdrzale!
Rejent (zadyszany). Kiedyżeś ty przyjechał, żem nic nie słyszał.... jak się masz...
Genio (całując go w ramię). Jak się mam, przedewszystkiem głodny jestem jak pies, ale znalazło się już bóstwo opiekuńcze, które ukazało mi promyk nadziei.
Rejent (do ucha). Odebrałeś telegram?
Genio (podobnież — drwiącym tonem). Nie.
Antoni. Panowie zapewne mają z sobą do pomówienia — nie przeszkadzam. (odchodzi).
Rejent. Jakto? nie odebrałeś?
Genio. Ojciec odzwyczaił się widzę od kategorycznego myślenia... a gdzież logika?... z kądżebym się wziął, gdybym nie odebrał telegramu?
Rejent (niecierpliwiąc się). Tylko proszę cię, nie błaznuj... od tego widzę już się nie odzwyczaisz...
Genio. Ależ ojciec wyraża się nieparlamentarnie.
Rejent (j. w.) Słuchaj, schowaj raz do kieszeni wszystkie twoje koncepta... to dobre w waszych knajpach, ale nie tu, i nie w chwili, gdzie idzie o rzeczy pierwszorzędnego znaczenia, (po chwili, oglądając się). Czy wiesz, po co cię tu sprowadziłem?
Genio. Wiem.
Rejent (zdziwiony). Wiesz, a to z kąd?
Genio (śmiejąc się). Znowu ojca złapałem.
Rejent (niecierpliwie). Nie błaznuj... jak cię kocham... nie błaznuj!...
Genio. No, więc słucham — o cóż idzie?
Rejent (ogląda się). Jest tu panna posażna...
Genio. Wiem, wiem.
Rejent. Już i to wiesz?
Genio. To jest, wiem, że jest panna, ale że posażna, nie wiedziałem... tem lepiej...
Rejent (niecierpliwie). Ale z kąd wiesz? z kąd? gadaj?
Genio. Widziałem ją... cudo!...
Rejent. Co ty pleciesz? gdzie ją widziałeś? dopiero zostawiłem ją w ogrodzie.
Genio No to muszą być dwie, bo tu była przed chwilą jedna, i...
Rejent. Głupcze — ta się nie rachuje.
Genio. O! zapozwoleniem! a to dla czego?
Rejent. Ta jest goła, i sierota jakaś, podrzutek...
Genio. Cóż to ma do tego? przesądy! fi! — nie poznaję ojca.
Rejent (płaczliwie). Co ten plecie! Co ten plecie!...
Genio. Jeżeli są dwie, to mój wybór już zrobiony... chyba, gdyby mi się tamta więcej podobała, co wątpię..
Rejent (pogardliwie). I ty jesteś pozytywistą! tfy!...