Helena (z uśmiechem ironicznym, skubiąc kwiatek). To szczególna — znamy się dopiero od dwóch dni...
Seweryn. Czy pani nie wierzysz... już nie powiem w miłość, ale w pociąg od pierwszego spojrzenia?
Helena. Oh! dlaczegóż nie.
Seweryn (z ukłonem). W takim razie powinnaś sobie pani łatwo wytłumaczyć mój krok, na który zdecydowałem się tem pochopniej, że to zgadzało się z wolą ciotki.
Helena (po chwili milczenia). Możebym wytłumaczyła sobie ten dziwny pociąg, gdyby...
Seweryn. Dziwny?
Helena. Przepraszam pana za wyrażenie, ale istotnie on dla mnie jest dziwnym.
Seweryn. Dlaczego?
Helena. Dlatego, że o ile mi się zdaje, ulegać mu może serce... tylko zupełnie wolne...
Seweryn (spoglądając na nią z pod oka). Zkądże pani wnosisz, że moje zajęte?
Helena (po chwili, uderzając dłonią w poręcz kanapy). Więc daj mi pan słowo honoru, że tak nie jest.
Seweryn (po chwili ironicznie). Honoru, a wie pani, że pierwszy raz zdarzyło mi się słyszeć, aby w sprawach serca żądać podobnej gwarancji.
Helena (wstając). Więc możnaby z tąd wnioskować, że to są jedyne sprawy, w których on nieobowiązuje.
Seweryn (n. s., wstając). U! źle, to już widzę sprawka Mańki.
Rejent (wchodząc spiesznie środkowemi drzwiami, n. s.) Ledwom się baby odczepił... (idąc prosto do Seweryna). O, o, o! przepraszam, mocno przepraszam, nie wiedziałem że przerywam tak miłe e... e... e... sam na sam. (bierze go pod rękę).
Helena (obrażona) Z kądże sam na sam? — żartujesz pan chyba!
Rejent. Pani daruje, że zabieram pana Seweryna... ale dość ważny interes...
Helena. Ale zabieraj pan sobie.. to doskonałe...
Rejent. Wiem, że pani sprawiam tem przykrość... ale...
Helena. Mój panie, ani mię to ziębi, ani parzy,... cóż znowu!... (wzruszając ramionami, idzie do kwiatów).
Rejent (do Seweryna). Pomagam wam jak mogę.
Seweryn (chmurno). Raczej umyślnie pan psujesz.
Rejent (dobrodusznie). No, albo co?...
Seweryn. Na to zakrawa... cóż tam za interes?
Rejent Maleńka konferencyjka z ciocią, do czego potrzebujemy pana Seweryna, (do Heleny) Przepraszam panią najmocniej. (wychodzą na lewo).
Helena (sama, — spogląda za nimi i wzrusza ramionami). Oryginał. (po chwili). Ażem urosła na parę łokci w własnych oczach.. zdaje mi się, żem się dobrze znalazła... dałam mu za Manię!... O mój paniczu, zdawało ci się, żeś! trafił za wiejskie trusiątka. które łatwo obałamucisz!... emhe!... zapewne!. (po chwili) Ale naprawdę, zkąd mnie się to wzięło?... sama i siebie nie poznaję.. bo z początku; przeczuwając o czem zacznie mówić, przelękłam się naprawdę, jak