Rejent. Ajakże! artykuły z dziedziny ekonomii politycznej i filozofii pozytywnej.
Damazy. Proszę, a to bardzo ładnie z jego strony taki talent. Co prawda, ja się tego domyślałem; wczoraj przy kolacyi jak zaczął panie mości dzieju o imiesłowach, przyimkach, zgłupiałem... a to tak mu szło panie mości dzieju, jakby woda na młyn.
Rejent. Ma już ładny dochód, bo oprócz pensji płacą mu w redakcjach od wiersza...
Damazy. Od wiersza, proszę!... (po chwili zastanowienia.) Niby, jakto, od wiersza?...
Rejent. Za każdy wiersz co napisze (robi giest, jakby rachował pieniądze.)
Damazy. Proszę, proszę, a to ładnie!... (n. s.) jabym nie wiele zarobił.
Rejent. W Warszawie ciągną go gwałtem do panny mającej pół miljona posagu... (po chwili.) Jakże pan rozmyślił się względem propozycji pani bratowej?
Damazy. Nie wiem o żadnej propozycyi.
Rejent. Nie dziwię się pańskiej ostrożności... ale ja panie wiem daleko więcej niż pan sądzisz... wszak pan Seweryn ma być pańskim zięciem...
Damazy. Pierwsze słyszę...
Rejent (ogląda się, idzie do drzwi, potem tajemniczo.) Daj mi pan słowo honoru...
Damazy (zdziwiony.) A to na co?
Rejent. Daj mi pan słowo honoru, że nie powtórzysz nikomu, tego, co powiem...
Damazy. A cóż to takiego?
Rejent. Ale daj pan słowo honoru; wolno panu będzie zrobić z tego użytek dla siebie... chodzi tylko o to, aby nie wiedziano, że ostrzeżenie wyszło odemnie.
Damazy. Ostrzeżenie?
Rejent. Sumienie mi nakazuje tak postąpić. No dajesz pan słowo?...
Damazy. Jeżeli to coś tak ważnego, to daję... ale...
Rejent. Więcej nie żądam. Bez przechwałek, ocenisz pan moje postępowanie z faktów... (po chwili tajemniczo do ucha, robiąc tubę z obu dłoni.) Czy pan wiesz o jego stosunku z tą Mańką, wychowanką pańskiej bratowej?
Damazy (żywo.) Jakto? jakim stosunku?
Rejent (z znaczeniem.) Domyślasz się pan...
Damazy (gwałtownie.) Romans, czy co?
Rejent. Phh! i to gruby!
Damazy. Ale co się panu śni, to niepodobna!
Rejent. Nie mówiłbym, gdybym nie miał dowodów...
Damazy. Jakto? są i dowody?!
Rejent. Moralne tylko wprawdzie, ale są...
Damazy. Ależ toby była ostatnia niegodziwość!
Rejent (ciszej.) Podłość panie!...
Damazy. Pod nosem dwóch bab, które nie mają nic do roboty! więc tak się nią opiekowano?!
Rejent (do ucha.) Szanowny panie, przez szpary patrzono... rzecz widoczna.
Damazy. To o pomstę woła! przecież to nasza krewna!...
Rejent. Krewna, tego nie wiedziałem.
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/86
Ta strona została przepisana.