gu uważasz za zbyt wysoką, w stosunku do twojej wartości?
Genio. Ha! ha! ha! wątpię, żebyś mi ojciec znalazł człowieka, któremuby miłość własna nie podszeptywała dobrego o sobie mniemania. Jakto? cyfra posagu miałaby stanowić o wartości panny i jej wyższości nademną? fi! byłoby to stawiać pieniądz na ołtarzu, którego nie godzien.
Rejent. Godzien, czy nie godzien, ale jakiż wniosek z tego co powiedziałeś?
Genio. Że wszelki podobny skrupuł uważałbym za przesąd niewczesny.
Rejent. Pierwsze mądre słowo, widzę, żeś pozytywista.
Genio (z uśmiechem). Ale na odwrót, ubieganie się wyłącznie za pieniądzem, mam za nonsens, który zostawiam ludziom tak niepraktycznym, jak idealiści.
Rejent (desperacko.) Czy ty nie wyrzekniesz się nigdy czapki błazeńskiej?
Genio (z humorem). Jako zwolennik metody pozytywnej, powinieneś ojciec wiedzieć, że ona przedewszystkiem szuka faktów.... a musimy przyznać za fakt, że jest w człowieku serce, które stanowi skarbnicę uciech moralnych, i że przytłumiając jego bicie, skazujemy się z samowiedzą na szereg zboczeń, mogących nas poprowadzić na manowce.
Rejent. E.. on zgłupiał!...
Genio (j. w.) Spekulowanie na rękę kobiety w widokach dobrobytu, jest dowodem niedołęztwa, do którego dochodzi się bujając po obłokach. Ja uważam serce i miłość za drogocenny kapitał, który w pożyciu z osobą wybraną, przynosi procenta wysokości, o jakiej żaden żyd nie śmiałby marzyć.
Rejent. Słuchajno, czy ty kpisz ze mnie?
Genio (wstając). Powiedziałem, że jeżeli się nie rozumiemy, mogę odejść!...
Rejent. Czekaj nieszczęśliwy, mówmy jak ludzie, nie jak półgłówki.... czy córka tego szlachcica nie podobała ci się?
Genio. Owszem, ładna panienka i gdybyśmy oboje byli wolni, kto wie...
Rejent. Jakto, oboje wolni? co to znaczy, ona jest wolną, a i ty spodziewam się że...
Genio. Przepraszam ojca, ma narzeczonego.
Rejent. Nie ma, to już zerwane.
Genio. Co? zerwane z Antonim, temu nie wierzę...
Rejent. Z jakim Antonim?
Genio. Z bratem tego, którego chciano jej narzucić dla jakichś widoków familijnych...
Rejent. To ten dowcipniś kroi na nią, nic z tego!
Genio. Zwierzył mi się jako kolega szkolny. Jakże, pozytywnie, kiedy ojciec lubi to wyrażenie, możnaby nazwać mój postępek, gdybym wiedząc o tem, wchodził mu w drogę?
Rejent. Ma bzika: daję słowo! Ależ mówię ci, że to nigdy nie przyjdzie do skutku!
Genio. To już nie moja rzecz... a zresztą, mnie się podobała ta panienka, którą tu ojciec widział przed chwilą.
Rejent. Co? ten podrzutek, rozpustnica, która bałamuci Seweryna?
Genio (surowo). Proszę ojca,
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/89
Ta strona została przepisana.