uspokoi, (na stronie) jaka ona teraz miła!
Żegocina. Uspokoić się! ja się mam uspokoić, gdy wszystko stracone!... jakiż zły duch otworzył oczy temu brutalowi.. wołał o testament... odgrażał mi się zjazdem sądowym... opieczętowaniem... tak mi się odwdzięcza za to, co chciałam zrobić dla niego!
Rejent. Dobra pani, wierzyć w uczucia ludzkie, jest to spiskować przeciwko sobie.
Żegocina. Podli! podli!
Rejent. Na własną krew rachować nie można!
Żegocina. Zgubiona! odarta ze wszystkiego. (pada w jego objęcia i spazmuje).
Rejent (na str.) Piżmo!... w nosie mi kręci...
Żegocina (po chwili, uwalniając się po trochu z jego objęć, na str.) Ach! co za myśl... (namyślając się) to jest jedyny środek ratunku (czule) Rejencie, teraz w tobie cała nadzieja.
Rejent (niechętnie.) A cóż tam ja....
Żegocina. Przy takiej znajomości prawa... z twoją głową, podołasz temu... wszakże najsłuszniejszych pretensyj trzeba dochodzić, procesować się... o! ty ocalisz ten majątek z rozbicia.
Rejent (n. str.) Emhe, dla twoich pięknych oczu (gł.) Chętniebym zrobił... e.. e... e... cobym mógł... ale dobra pani, człowiek przy tylu zajęciach... e... e... e... obowiązkach...
Żegocina. Siadaj pan.... (siadają na kanapie) przecież to nasz wspólny interes.
Rejent (zaintrygowany). Jakto, wspólny?...
Żegocina (łamiąc ręce.) Czyżbyś się pan cofał?... opuszczał mnie w tej chwili....
Rejent. (nie wiedząc co powiedzieć) Dobra pani... e... e...
Żegocina. (nagle) Czy może ja pana źle zrozumiałam (po chwili spuszczając oczy). Przypominasz sobie gdy przyjechawszy tu, robiłeś mi propozycje!...
Rejent Propozycje?
Żegocina. (j. w.) Nie odpowiedziałam na nie, bo któraż kobieta zdecyduje się w jednej chwili...
Rejent. (nagle zrozumiawszy, n. str.) No... no., no... a wiecie państwo, że to może być najlepsza kombinacja.
Żegocina. Nic nie mówisz? ah! nie zmuszaj mnie abym się musiała rumienić tych przypomnień.
Rejent (gorąco.) Dobra pani, zawsze byłem twoim wielbicielem... e... e... e... i sługą... słowa jej będą dla mnie świętem prawem... (n. str.) Nie daruję sobie nigdy, żem otworzył oczy temu szlagonowi... teraz będzie trudniej...
Żegocina (spuszczając oczy.) Zapytywałeś mię, czy nie myślę o nowych związkach?...
Rejent (przysuwając się.) Pani odpowiedziałaś wymijająco...
Żegocina (skromnie.) Postaw się pan w mojem położeniu, jakże miałam uczynić...
Rejent. A ja o mało tego nie przechorowałem.. chodziłem jak struty, (bierze jej rękę i całuje).
Żegocina. Dziś, po głębokim namyśle...
Rejent. (klepiąc jej rękę ) He, he, he!...
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/93
Ta strona została przepisana.