Strona:PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu/28

Ta strona została przepisana.

bywszy w 1763 r. od Prota Potockiego, z jego machnowieckiego klucza wieś Terechowę. Ożeniony był z Kumanowską, które poróżniwszy się z mężem, zamieszkała we Lwowie. Miała to być rozumna i przyjemna kobieta, dużo osób u siebie przyjmowała, leżąc w łóżku lat około 40, będąc na nogę bezwładną i zawsze w nieopalonym pokoju. Siedziano i rozmawiano w futrach. Ojciec mój znał ją i bywał u niej, nie przewidując, że się z jej wnuczką ożeni. Posiadając znaczny posag, który (jak poświadczają Pamiętniki szefa Drzewieckiego) jeszcze lichwą powiększała — bo się tem przy pomocy zaafidowanego adwokata bawiła — prawie jednocześnie z synem zmarła, a że go nie lubiła i zawsze była z nim w ostrej piśmiennej kontrowersyi[1], a synowej i wnuków nie znała — cały swój majątek, jak mówiono milionowy — oddała wychowanicy, a żonie owego adwokata. Rodzina nic po niej nie dostała.

Otóż z ojca Józefa i matki Teofili z Pilchowskich, w porządku drugi, w 7-mym miesiącu cięży mej matki, urodziłem się w Terechowie, w domu babki mojej Ewy z Poradowskich Plichowskiej d. 19 marca 1829 r. w dzień patrona ojca mego, a byłem tak wątły, iż w nagłej potrzebie zostałem ochrzczony przez księdza unitę, kapelana domowego. Że zaś w chwili mego urodzenia ojciec mój czytał życie Washingtona, pod wrażeniem więc swego uwielbienia — jak mi sam to mówił — dał mi imiona trzech obrońców wolności: Tadeusza — na pamiątkę Kościuszki, Wilhelma — na pamiątkę Tella, a Jerzego na pamiątkę Washingtona — do których dodano imię Józef, które sobie przyniosłem. Lata niemowlęctwa i dzieciństwa mojego nie rokowały ani życia, ani zdrowia — myślano nawet, że będę głucho-niemym, bo długo głosu mego nikt nie słyszał. Następnie, mając lat pięć, miałem »parotys«, z którego ledwo wyszedłem — w siódmym i ósmym roku myślano znowu, że mi garb wyrośnie. Wzmacniano, budzono w nocy i kazano wieszać się za ręce, by się prostować. Otóż inaczej, sprzecznie

  1. Pewnego razu napisała do synowej, wzywając, by do niej z synami przyjechała. Obrażony syn, że nie do niego z tem się udano, napisał do matki, że zapomniała, że on jest głową domu, w którym kobiety poślednią stanowią instancyą. »Masz WPan racyą, uważając żone swoją jako ogon, mając sam pretensyę być gotową — bo jak ogon dała natura zwierzętom ku przykryciu nieprzyzwoitości wszelkiej, tak twoja żona służy ku przykryciu niedorzeczności i głupstw twoich« — odpowiedziała.