Strona:PL Bobrowski - Pamiętniki.djvu/30

Ta strona została przepisana.

żadnej buty dla mniej zamożnych, oprócz wykwintnej grzeczności dla jednych, serdecznej uprzejmości dla wszystkich. Miał szczególniejszy dar wypowiadania prawdy, nieraz i niebardzo przyjemnej; bo ani kłamstwem, ani pochlebstwem, nigdy usta jego nie skalały się; w formie niby dobrodusznych aforyzmów ogólnych, niezmiernie dowcipnych. Nie słyszałem, by kogo na siebie obraził — a nieraz słyszałem bolesne prawdy z ust jego wychodzące, do interesowanych skierowane. Pod względem wykształcenia, chociaż skończył tylko konwikt dominikański i następnie o palestrę żytomierską zaczepił, w stosunku do swojej epoki był znacznie wyżej od innych, wykształciwszy się czytaniem. Znał dobrze język francuski, więc literatura francuska, a szczególnie filozoficzna XVIII w., której był zwolennikiem, dobrze my była znaną — że nadto był człowiekiem myślącym, wielkim darem obserwacyu obdarzonym, przytem wymownym i bardzo dowcipnym, nieraz w dyskusyach (których nieraz bywałem świadkiem) i patentowanym »Wileńczykom« i »Krzemieńczanom«, ba nawet i luminarzom ojczystej literatury (jak o tem niżej się wspomni) dotrzymywał placu. Będąc niezaprzeczenie wyżej od znacznej bardzo części otoczenia, najmniejszej zarozumiałości lub chęci przewidzenia nie miał. Trochę był leniwy, jak sam się do tego przyznawał — i nieraz zajęcia dla rozrywek lub przyjacielskiej gawędki odbiegał. Śmiejąc się, mawiał nieraz: mój departament: chrzciny, imieniny i wesela, mojej żony: choroby i pogrzeby — chociaż na ostatnie nie uczęszczała wcale, ale na odwiedzanie i pocieszanie chorych, czas zawsze znaleźć potrafiła, gdy zdrowie pozwalało. Czuły mąż i ojciec — chociaż nie mogę powiedzieć by był dbałym — dobry krewny i przyjaciel — a znalazłby się nie jeden dowód, że pomimo ograniczonych środków i licznej rodziny, umiał czynną nieszczęśliwej przyjaźni nieść pomoc. Pracę niezmiernie cenił, wyznając wszakże szczerze, że sam nie był dość pracowitym. Skąpstwem wcale się nie gorszył jak inni, ale zato brzydził się marnotrawcami, utrzymując słusznie, że ostatni są zawsze chciwsi od skąpców i że z ołtarza brać gotowi, by marnotrawić. Oszczędnym sam nie był, bo lubił dom otwarty mieć, chociaż w utrzymaniu oszczędność zalecał, ale w domu więcej jednego roku wina wypijano, niż dziś w moim w ciągu lat sześciu. Lubił też i piękne konie i bydło — wogóle wszystkie piękne twory natury — w sztuce się nie nie kochał — oprócz architektury — ale gust naturalny miał wytworny, a oko na wszystko co piękne czułe; był też wielbicielem pięknych kobiet, ma