I Azupetl pojechał dalej wąwozem, a Guati spętał konia, dostał się do jaskini i rzeczywiście wyciągnął się na mchach miękkich.
Azupetl obserwował to wszystko z ukrycia i uśmiechnął się szyderczo.
— Wiedziałem, jak rozbudzić niepokój przesądnego chłopaka. Taki on, jak tamci wszyscy. Mówił, że zmęczony... gdzież tam! Przeraziły go duchy górskie, których nigdy nie słyszałem. Może niedobrze, żem go w błąd wprowadził, ale była tego potrzeba. Muszę uwolnić tamtych jeńców. Dość tych ofiar, na które patrzę, i tych rozbojów, w których pośrednio zmuszony byłem uczestniczyć. Trzeba się tylko zakrzątnąć prędko, chociaż „mój brat“ Guati nierychło wyjdzie z jaskini. Będzie czekał, aż go oswobodzę.
Zsiadł z konia i począł zcicha skradać się do spętanego górskiego konia Guatiego. Ująwszy go, wskoczył na siodło i prowadząc drugiego konia za cugle, sunął ostrożnie po mchach wąwozu. Skręcił następnie ku rzeczułce i wszedł w nią.
— Woda nie zostawia śladów.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.