— Dobrze — zgodził się Azupetl. — Tylko muszę dostać się do koni, które są w sąsiedniej jaskini.
Za chwilę dwaj jeńcy i ich wybawca siedzieli na mchach pieczary i zajadali z apetytem, jaki daje powietrze górskie, suche placki oraz mięso wędzone.
Starszy jeniec nazwany doktorem, obserwował uważnie młodego Aymara, a młodszy w przerwach jedzenia gwarzył nieustannie.
— Przedewszystkiem muszę ci się przedstawić — paplał wesoło. — Nazywam się Joze (Choze), a pani Bartosiowa to jest donna Bartolomea nazwała mnie Chodzikiem. A prawda! Ty nie znasz ani pani Bartosiowej, ani Mateusza...
— Bartosiowa... Mateusz... — powtórzył jak echo młody Aymar i zamyślił się głęboko.
Starszy mężczyzna nie spuszczał go z oka, młodszy zaś wziął to za oznakę uznania.
— Tak, tak!... Oboje poczciwości ludzie. Po hiszpańsku on nażywa[1] się don Matteo i jest „mayordomo“, a tio Barto
- ↑ Błąd w druku; powinno być – nazywa.