gospodynią u naszego pana, doktora Mańskiego.
Tu Chodzik ukłonił się starszemu mężczyźnie i ciągnął dalej:
— Doktór Mański pochodzi z Warszawy... To, uważasz, bardzo stąd daleko, dalej niż do Gwatemali i do tutejszego Santa Fé de Bogota. Doktór mieszkał dotąd w swojej haciendzie „Masovia“ i miał szczęście znajdować na swej drodze wielkich ludzi: raz znalazł w puszczy królewicza,[1] a potem tu obecnego Chodzika.
— Oj ty paplo! — uśmiechnął się doktór Mański.
Ale Chodzik ani myślał przerywać swej opowieści.
— Mieliśmy przygód sporo, ale widać nie skończyły się jeszcze. Pan, uważasz, bada naszą przeszłość, naszą, to znaczy nas indios, i za to raz chcieli go już zarżnąć Zapotekowie, a teraz nie wiem, co tam obmyślili dla niego twoi bracia Aymarowie. No, powiedz szczerze, co oni tam obmyślali takiego?
- ↑ Patrz „Błękitna pantera“ powieść przez tegoż autora.