Znów duchy górskie.
Piotruś wychylił się ostrożnie i wspiął się na skałę. Rozejrzał się bystrem okiem i wrócił za chwilę.
— Niema czasu do stracenia. Jedzie jeden ze starszych Aymarów, żeby zawiadomić placówkę, która strzeże wyjścia wąwozu w llanosy. Nie możemy go puścić, a dobrzeby było zdobyć trzeciego konia.
— Radź, co robić? — odezwał się niespokojnie Chodzik.
— Zabijać biednego Indjanina nie chcę i nie mogę — rzekł Piotruś. — Bądź co bądź, nie wiem w jakim interesie, opiekowali się mną... Ale trzeba do końca odegrać komedję duchów górskich. Chodzik, jak już wiem, doskonale może naśladować grające góry, ja urządzę małą lawinę, ale kto ujmie konia?
— Ja! — zaofiarował się dr. Mański. — Jeśli tylko masz lasso, przekonasz się, że władam niem nienajgorzej.
— Och, lasso jest u siodła każdego z naszych koni. Zaraz będzie.