dze. Czyżby jego bracia przybrani, pomimo wszelkich tajemniczych cudów, nie zaniechali myśli o dalszym pościgu zbiegów? Czyżby to był znowu jeden z wysłańców, którego zadaniem było strzeżenie drogi? Na szczęście obawy Piotrusia okazały się płonnemi. Aymar szedł pośpiesznie, ale nie badał wcale okolicy. Najwidoczniej było, iż doganiał resztę, która go musiała znacznie wyprzedzić. Prawdopodobnie Aymarów zaskoczyła tak samo burza jak Piotrusia, a może ich rozproszyła po górach w poszukiwaniu odpowiednich kryjówek. Teraz Aymar wracał do wioski i myślał zapewne z równem utęsknieniem o śniadania, jak nasz bohater.
Kiedy Indjanin zginął za załamkami góry, Piotruś wyczekał jeszcze chwilę i ruszył pospiesznie naprzód. Pomimo głodu biegł już teraz prawie, myśląc z rozpaczą, że jakiś los fatalny uwziął się, aby mu uniemożliwić spotkanie się z przyjaciółmi. Przychodziło mu to z łatwością, gdyż grunt zniżał się coraz bardziej, aż wreszcie zaczął zwolna przechodzić w płaszczyznę.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.