Piotruś skierował się w tę stronę, gdzie jeden z potoków górskich żłobił dolinę, płynąc ku llanosom, które użyźniać miał swemi wodami. W tej właśnie dolinie wyznaczył miejsce spotkania swoim przyjaciołom.
Po dobrej jeszcze godzinie drogi Piotruś znalazł się w tej prześlicznej dolinie, podwójnie świeżej po ostatniej burzy, i jął się oglądać z trwożną obawą. Niestety nie dostrzegł ani żywej duszy. Niezrażony tem, począł przebiegać dolinę, nie czując nawet opanowującego go znużenia. Nikogo!... Zrozpaczony zaczął nawoływać. Nikt nie odpowiadał prócz echa...
Piotruś osunął się na trawę, jak bezwładny.
Był sam — przyjaciele jego znikli bez śladu!...
Ten stan obezwładnienia nie trwał jednak długo u Piotrusia. Chłopiec postanowił bronić się i ratować. Kto wie, może wypadnie mu jeszcze przyjść z pomocą zgubionym przyjaciołom. Aby jednak odświeżyć upadłą energję, wypadało przedewszystkiem głód zaspokoić.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.