ba!“. Reszta stada tymczasem rozproszyła się w obiedwie strony.
Zanim drużyna llanerosów rozbiegła się za niemi, starszy vaquero (pastuch) zatrzymał się wobec zabitego zwierzęcia i patrząc ku Piotrusiowi, zawołał:
— O he! Caballero montanero! A skąd?
— Z gór! — odrzekł Piotruś.
— Z gór, naturalnie, ale czy senor wiesz, że to stado don Alonza Vasquez i że zabijać jego bydła nie można?
— Nie wiedziałem — odrzekł Piotruś — czyje to bydlę, lecz nie mogłem pozwolić, aby mnie rozdeptało. Cóżby bowiem z tego przyszło senorowi Vasquez i wam panie vaquero.
Bronzowy vaquero uśmiechnął się:
— Racja!... Zresztą i tak mieliśmy jednego ubić na obiad. A przytem wyznać trzeba, że strzelasz celnie, jak prawdziwy montanero. Jeśli jeszcze tak samo władasz lassem, to moglibyśmy cię zaprosić na obiad.
Piotruś spojrzał na zawieszone u swego boku lasso i rzekł:
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.