że nietylko nie ustępuje im w zręczności, ale ich nawet przewyższa. Lasso jego nigdy nie chybiało celu, a gdy zwierzę, obalone w pędzie, leżało przez chwilę bez ruchu na ziemi, szybki jak błyskawica chłopiec, korzystając z odpowiedniego momentu, pętał mu tylne nogi węzłem z trawy i gonił już za drugiem.
Stary vaquero, don Cezar, z wysokiem zadowoleniem spoglądał na pracę chłopca i musiał przyznać, iż bez niego nie daliby sobie w tak krótkim czasie rady.
Przez czas jednak krótkiej podróży w llanosach, dostrzegł on, że chłopiec nie jest Hiszpanem, lecz Indjaninem. To przez chwilę obudziło w nim nieufność. Jednakże trwało to niedługo. Piotruś opowiedział mu w krótkości przygody ostatnich dni i podał się za towarzysza d-ra Mańskiego, z którym rozstał się niedawno i którego obecnie szukał.
Vaquero usłyszawszy to, rozłożył ręce.
— Senor doctore!... Mański!... I don Joze! (Choze). Tak! byli tu i szukali sonora Pedritto.. Jak widzę, to ty nim jesteś, senor. Tem lepiej! Mam dla ciebie wiadomości.
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.