Polują oni na nieostrożnego wędrowca i, gdy się zdarzy sposobność, ograbią go, albo uprowadzą w góry, aby potem żądać okupu...
— No! — uśmiechnął się Piotruś — co do mnie, to aniby się nie pożywili moją sakiewką, ani nie zdobyliby dużego okupu.
— Co prawda, to prawda! — powtórzył wesoło vaquero — ale w każdym razie nie należy im dowierzać zbytnio.
— Będę się też miał na baczności.[1] — obiecał Piotruś — choć zapewne nie zwrócę niczyjej uwagi.
— Do Bogoty stąd kilka dni drogi. Przytem wypadnie ci, senor, mijać haciendę i willę don Alonza Vasquez, naszego pana. Pan to dobry i bogaty, i mający duże stosunki u naszego rządu. Trudno ci u niego prosić o gościnę, ale, gdybyś miał ochotę, zgłoś się do mayordoma (marszałka) Sanchez a z mojej rekomendacji przyjmie cię życzliwie w izbie czeladnej.
— Bardzo jestem ci wdzięczny, senor — podziękował Piotruś — ale tak spieszę się do Bogoty, że zapewne nie zatrzymam się w haciendzie don Alonza.
- ↑ Błąd w druku; zamiast kropki powinien być przecinek.