tych włosach i chabrowych oczętach, jak zapatrzona w ogromny kwiat purpurowy opuncji, zbliżała się ku krzewowi z rozchylonemi uśmiechem usteczkami. Piotruś uśmiechnął się mimowoli ku temu ślicznemu dziecięciu, lecz w tej chwili uśmiech ten zamarł na jego ustach, ustępując wyrazowi niemego przerażenia.
Za kolczatym krzakiem opuncji czaił się jaguar...
W pierwszym momencie Piotruś czuł się jakby sparaliżowany, lecz otrząsnął się siłą woli z wrażenia i chwycił w mgnieniu oka za karabin. Uklęknąć, zmierzyć i wypalić — było to dla niego dziełem chwili...
Kiedy obłok dymu rozszedł się po gaju, Piotruś dostrzegł, iż jaguar wił się w konwulsjach pod krzakiem, a z drugiej strony leżała rozciągnięta na trawie dziewczynka.
Czyżby kula i jej dosięgła? Piotruś wiedział, że nie. Było to tylko wrażenie przestrachu i wystrzału, skierowanego bądź co bądź w stronę dziecka, które nie
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.